Saturday, July 2, 2011

Antychryst

A po Melancholii obejrzałam Antrychrysta, film odsądzony od czci i wiary. Dla mnie jest to film na granicy a może nawet przekraczający granicę geniuszu reżyserskiego. Przy takich filmach nie da się opisać, o czym właściwie są, ale kiedy je oglądam, to czuję, że dotykam tajemnicy, którą komuś udało się oddać. Tak jak w Melancholii widziałam smutek i cierpienie, w Antychryście widzę smutek i zło w duszy, bez cenzury, jako część nas, wszystkiego, całej naszej natury. Tak jak Przełamując fale, mój pierwszy najukochańszy film pokazywał miłość i zło bez cenzury. Lars nie zna pojęcia autocenzury i to jest w nim genialne. Że obnaża wszystko i to jest takie uwalniające.

Melancholia

Cudowny film, bo: 1) cudowna kirsten pięknie pokazująca depresję z jej smutkiem, poczuciem beznadziei, obojętnością i złością. 2) cudowna charlotte, której twarz uwielbiam, 3) piękne zdjęcia, 4) wspaniały pomysł, żeby pokazać koniec świata naprawdę przeżyty, indywidualnie,w duszy, 5) mnóstwo innych rzeczy, których nie potrafię oddać słowami.

Przez jeden weekend postarzałam się o rok.

Ale suma sumarum nie było to złe doświadczenie. Bylo naprawdę strasznie w momencie kiedy sie działo bo bycie posądzoną o straszną rzecz, której się nie zrobiło, jest straszne, i myślałam, ze po tym już się nie podniosę. Ale przepłakałam to i podniosłam się tak, jakby to się nie zdarzyło. To znaczy bez goryczy, choć czuję, że jednak zinternalizowałam to doświadczenie i przez nie jestem mądrzejsza i pełniejsza. Jestem też z jednej kwestii dumna - z tego, że mam w sobie tyle dojrzałości, że potrafiłam przez to przejść w taki sposób i wyjść mocniejsza. I że mam taki charakter, który pozwala mi wybaczyć i zapomnieć.